środa, 31 lipca 2013

homesick.

Edytuj post
Jakiś czas temu miał miejsce dzień, w którym pojawiło się pytanie: "Czy kiedykolwiek uda mi się być na koncercie The Cure?" I tak trwało, nie dając spokoju... Podobne refleksje pojawiają się często, ale zawsze tkwią gdzieś z tyłu głowy, przykryte bagażem dnia codziennego. Tym razem było inaczej.

Chyba każdy z nas ma w sercu inspiracje, które w jakiś sposób go kształtują lub zwykły kształtować. Jedni próbują o nich zapomnieć i wymazać rzeczywistością, inni oddają się im w całości, pielęgnując, nie pozwalając na ich przyćmienie. Być może zależy to w dużej mierze od wieku (oby nie).

Z całą pewnością mogę stwierdzić, że zespół The Cure ma w moim sercu unikalne miejsce. Kiedy widzę Roberta Smitha z bujną czupryną, rozmazaną szminką i gitarą, nie umiem się nie uśmiechać. Ten człowiek stworzył przekorny obraz samego siebie, nigdy nie dając się zaszufladkować w określone nurty czy subkultury. Wielu wzoruje się na nim, czyniąc zeń ikonę sztucznych stylów. A on znów wychodzi na scenę, z niezmiennie lekko za(nie)dbanym wyglądem, jakby pokpiwając z całego świat(k)a. Swoją oryginalną wrażliwość zamienia w głębokie, niebanalne teksty. Oczywiście, jak wszystkim wielkim muzykom, zdarzały się i w jego przypadku różne perturbacje, ale mimo to za każdym razem wygrywała miłość do muzyki. Dzięki jego zaangażowaniu zespół cały czas istnieje i koncertuje.

Simon Gallup - jeden z najlepszych basistów na świecie - niejednokrotnie doprowadzał skórę do drżenia, tworząc gitarowym brzmieniem klimat charakterystyczny tylko dla The Cure. Każdy instrument w zespole wykorzystany jest w sposób bardzo przemyślany, spójny. Wyjątkowy, przejmujący głos Roberta nadaje całości niepowtarzalny charakter.

Tak, tylko tej muzyce ufam w pełni, daje się jej prowadzić, za każdym razem odkrywając więcej (co ciągle nie przestaje mnie zadziwiać).

Można by pisać wiele na temat dokonań, analizować i zastanawiać się, jak to możliwe, że zespół niedający się w pełni zakwalifikować do żadnego gatunku muzycznego, stanowi klasykę muzyki rockowej. Mój numer jeden to płyta "Disintegration" z tytułowym utworem na czele. Z różnych względów. Jeśli kiedyś uda mi się kupić gramofon, będzie to z pewnością pierwsza płyta winylowa, której zacznę szukać.


54 komentarze:

  1. Ach, The Cure to potężny filar muzyki! A chyba najbardziej kocham ich za przeszłość i fakt, że wyszli z łona punk-rock właśnie w latach, które z jego względu uwielbiam.
    I te nieodłączne czarne gniazdo na głowie! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. The Cure mnie zawsze ciekawiło chyba właśnie przez to, że nie potrafiłam zakwalifikować do żadnego gatunku ani nurtu. Ja postanowiłam sobie kiedyś zdobyć gramofon i jako pierwsze odsłuchać "The chain" Fleetwood Mac.

    OdpowiedzUsuń
  3. To muzyka mojej szalonej nieokiełznanej młodości ...
    Wielkie dzięki
    W chwilach, gdy tonę w czarnych myślach słucham
    http://www.youtube.com/watch?v=wa2nLEhUcZ0

    Pozdrawiam
    Mój nastrój właśnie wybujał...
    http://kadrowane.bloog.pl/
    http://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo lubię ten zespół. Na koncercie żadnym nie byłam od bardzo dawna, zresztą wtedy byłam ale jeszcze nie świadomie. Marzy mi się w najbliższym czasie taki koncert, prawdziwy i zespołu którego lubię. A jest ich kilka :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Przyznam szczerze, że jakoś nie znam twórczości tego zespołu :)
    Ale to, że ma on w Twoim sercu specjalne miejsce powoduje chęć nadrobienia tej zaległości :)

    Tak, każdy ma jakieś marzenia dotyczące swojego idola czy ulubionego artysty ... ahh..

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka miała właśnie być ta "poezja" - powstała spontanicznie bardzo.

      Bardzo miło mi czytać takie słowa. I cieszę się, że potrafię wywołać uśmiech na czyjejś twarzy :) Choć nie uważam żeby w tych komentarzach było coś niezwykłego ... hmm... no ale wystarczy, że Tobie się podobają hehe.

      Pozdro

      Usuń
  6. Niestety zespół jak dla mnie nieznany;> Z muzyką jestem w tyle nieco. Z pewnością jednak musi mieć wielu fanów skoro tak ciepło wypowiadasz się na jego temat:)

    OdpowiedzUsuń
  7. No to może Lollapalooza w niedzielę? ;) Przyznam się, ze znam jedynie kilka piosenek The CUre, ale nie zmienia to faktu, że uważam ich za kultowy zespół.

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam Cure:) Ich piosenki zawsze wywołują we mnie emocje-"Friday I'm in love" uwielbienie (to moja ukochana piosenka), a "Lullaby" (ulubiona piosenka mojej mamy)-grozę. Jak dla mnie ten zespół i te piosenki nigdy się nie zestarzeją, będę je uwielbiać zawsze. Też marzy mi się bycie na koncercie Cure.
    A co do żużla-kurczę, jestem w tym już tyle lat, że nawet trudno mi opisać, jakie to jest uczucie obserwować zawody. Pomyślałam ostatnio o tym, by zrobić wpis o tych uczuciach, ale strasznie trudno mi to ubrać w słowa! Muszę się nad tym zastanowić.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Kompletnie nie moje klimaty. Z tego opisu przypomniał mi się Bob Dylan, który też próbuje uciec od zaszufladkowania. Jednak niezmienni moim numerem jeden jeśli chodzi o tworzenie muzyki to Marc Cohn.

    OdpowiedzUsuń
  10. Obił mi się kiedyś o uszy ten zespół, jednak wydaje mi się, że nie znam utworów, a może znam, tylko nie kojarzę tytułów? Zaraz sprawdzę. :) Buziaki!

    PS
    Co mam rozumieć przez to, że Twój "blog się nieopisanie wzbogacił."? :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ojejku, strasznie mi miło! :) Będę tutaj często, to Ci mogę obiecać.

    OdpowiedzUsuń
  12. Chyba większość z nas ma zespoły, które mają szczególne miejsce w sercach... Muszę przyznać, The Cure to dobry wybór i wspaniała muzyka.

    OdpowiedzUsuń
  13. Powiem Ci, że fanką jakąś The Cure, ale przesłuchałam całą dyskografię, dość dawno i szczerze powiedziawszy nie pamiętam połowy płyt i utworów. Chyba nie bardzo moje klimaty, mimo to posłucham od czasu do czasu coś.

    Tak, świat chyba to sobie wmówił. Pink Floyd to moje całe dzieciństwo, mam do nich słabość. Zawładnęli moim sercem - na zawsze.

    OdpowiedzUsuń
  14. Znam ten zespół, ale nigdy jakoś nie dane mi było go posłuchać. Ale chętnie włączę sobie teraz kilka utworów :)
    Moim marzeniem jest pójść na koncerty moich ulubionych zespołów w tym na pierwszym miejscu Metallica :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie słucham za specjalnie, ale po raz kolejny mnie do czegoś zachęciłas... ;>

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie znam tego zespołu, ale nazwa ich kilkakrotnie obiła mi się o uszy, jednak zupełnie nie mój gatunek :).

    OdpowiedzUsuń
  17. A teraz The Cure! I w dodatku jeden z moich ulubionych piosenek <3

    OdpowiedzUsuń
  18. Oooch, uwielbiam The Cure! Kiedyś, w liceum, miałam nawet fryzurę jak Smith - chodziłam dokładnie tak poczochrana ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. miłości do zespołów nie da się niczym przygasić, a najbardziej cierpi się, kiedy koncert jednego z nich jest na wyciągnięcie ręki, a nie można się na nim pojawić z błahych powodów. ile się przez to przecierpiałam, masakra!

    The Cure znam, ale nie słucham namiętnie :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Nie znam twórczości tego zespołu. Dzięki za komentarz u mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Czasem zdarza mi się posłuchać The Cure; w gruncie rzeczy świetny zespół ;)
    Dzięki że do mnie wpadłaś, pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  22. Może w końcu uda Ci się być i zobaczyć ich ;)

    OdpowiedzUsuń
  23. Ładnie piszesz o swoim ulubionym zespole. Może nie jest on z mojej bajki, ale szanuję gusty innych i z przyjemnością wsłuchałam się w jego brzmienie. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  24. Także wydaje mi się, że ona właśnie taka jest :) Bardzo chciałabym kiedyś udać się na jakiś jej koncert :) Może w przyszłości...:) Pierwszy raz słyszę tą piosenkę, ale podoba mi się :)

    OdpowiedzUsuń
  25. To dobrze, że nie dają się zakwalifikować do żadnego konkretnego gatunku. "Określać znaczy ograniczać" - jak powiedział ktoś mądry, ale już nie pamiętam kto... Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Cudownie mieć coś takiego!
    Ach, kocham gramofony! Mój jest moją ulubiona rzeczą!

    OdpowiedzUsuń
  27. Kiedyś potrafiła zdefiniować jakiej muzyki słucham, co lubię. W tym momencie słucham wszystkiego, przede wszystkim dużą ilość soundtracków z filmów, muzyki instrumentalnej, muzyki lecącej w RMF Maxx'ie, popu itd. Czasem poleci coś z dawnego mojego metalu, rocka i też się fajnie słucha. Dobrze mieć jeden zespół, którego jest się fanem. Ja nigdy tak nie miałam, słuchałam muzyki, a nie artystów.
    Dziękuję za komentarz!

    OdpowiedzUsuń
  28. To świetne posiadać taki zespół, który nas kształtuje - piękne i tyle :)

    OdpowiedzUsuń
  29. akurat znam tylko kilka utworów tej grupy ;) fajnie, ze masz taką "pasję" (nie mogłam znaleźć odpowiedniego słowa :D )

    OdpowiedzUsuń
  30. miło czyta się wpisy, gdzie widać taką prawdziwą miłość do danego zespołu ;) super

    OdpowiedzUsuń
  31. Moją inspiracją nie jest zespól muzyczny, ale... fikcyjny Superman :D

    Poważnie. Jego idee są moim wzorem do naśladowania.

    OdpowiedzUsuń
  32. wazne by miec jakas inspiacje cos co napedza do przodu ;)

    OdpowiedzUsuń
  33. Powiem Ci że kojarzyłam The Cure, ale tak naprawdę nie znam ich muzyki, a po tej 'recenzji' i wysłuchaniu 'Desintegration' zachęciłaś mnie do nich, być może sięgnę po ich płyty :)
    I zgadzam się z komentarzem powyżej: to ważne mieć takie inspiracje w życiu :) Masz jeszcze jakieś, poza tą jedną?

    OdpowiedzUsuń
  34. Dla mnie The Cure to przede wszystkim "depresyjna trylogia" - "Pornography", "Disintegration" i "Bloodflowers". Pierwsza to jeden z moich ulubionych albumów w ogóle. Nie zapomnę tego uczucia, kiedy pierwszy raz usłyszałem "Pornography". Odleciałem kompletnie. Coś wspaniałego.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  35. Szczerze powiedziawszy to nie znam twórczości tego zespołu, mimo że samą nazwę często słyszałam.

    OdpowiedzUsuń
  36. The Cure kiedyś było mnie dla pierwszym cudem świata zaraz przy Misfits chociaż muzycznie się różnią to dobrze było łączyć te dwa muzyczne dla mnie cuda. Ale wiele rzeczy się zmienia, także gust ... w moim przypadku.

    OdpowiedzUsuń
  37. True Blue to jedna z moich ulubionych płyt królowej pop a moja ulubiona piosenka z tej płyty to "La Isla Bonita" ale kocham też "Open Your Heart" "Live to Tell" no i "Papa Don't Preach"

    OdpowiedzUsuń
  38. The Cure to zespół, który ukształtował moją osobowość. Bez dwóch zdań. Kiedy byłam licealistką, marzenie o byciu na ich koncercie wydawało się czymś nie do ziszczenia. Był początek lat 90-tych i grupy tego formatu nie zaglądały do kraju nad Wisłą. Na początku studiów zdarzył się jednak cud. The Cure zawitało do katowickiego Spodka. Moja obecność była tam obowiązkowa. Potem dane mi było uczestniczyć jeszcze w dwóch koncertach Cure'a, ale żaden nie był tak magiczny jak ten pierwszy.
    Z ciekawostek... Pierwsza płyta CD, jaką miałam w swojej kolekcji (nie mając nawet jeszcze odtwarzacza) to była płyta WISH. W podstawówce i liceum marzyłam, że Robert rzuci kiedyś dla mnie swoją Mary i będziemy żyć długo i szczęśliwie. Cóż... Mój mąż jest śpiewającym gitarzystą, ale nie ma na imię Robert. No i jest o niebo przystojniejszy :)

    OdpowiedzUsuń
  39. Nie jestem fanką, ale może trzeba nadrobić zaległości :D.

    OdpowiedzUsuń
  40. Brzmienie bardzo interesujące :) I chyba każdy z nas ma w sercu sentyment dla kilku zespołów, które prowadzą go przez życie. Moje to IRA oraz Perfect... i chyba nie zliczę godzin, nocy i dni spędzonych na słuchaniu albumów tych zespołów :)

    OdpowiedzUsuń
  41. The Cure to zespół mojego życia, mogłabym o nich rozmawiać godzinami i nigdy nie mieć dość :) Miałam to szczęście być na ich koncercie w Warszawie, magiczne 3 h, czas kiedy muzyka dotyka nieba :)

    Miałam rok w życiu kiedy codziennie po przyjściu ze szkoły musiałam posłuchać Disintegration, całego albumu. Bez tego rytuału nie mogłam funkcjonować. I żaden dźwięk mi się nie znudził ani na sekundę.

    Z końcem tego lata minie mi 7 lat z nimi.

    OdpowiedzUsuń
  42. Chyba każdy z nas ma taki zespół, który kocha, wielbi i który prowadzi go przez życie, taki, którego słucha w dobrych i złych chwilach, dla mnie muzyka jest powietrzem, ciągle czegoś słucham i bez tego nie mogłabym normalnie funkcjonować.

    Wybacz, że tak późno się odzywam, dopiero niedawno odzyskałam laptopa, a Twój komentarz był tak miły, że postanowiłam odwiedzić Cię w pierwszej kolejności ;) Dziękuję i gorąco pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  43. Muzyka rockowa to coś co drzemie w moich żyłach i cudownie jest odkrywać nowe zespoły - dzisiaj dzięki Tobie! :)

    OdpowiedzUsuń
  44. Hej, The Cure to dla mnie wlasciwie jedna piosenka, a szkoda...

    Przejrzalam archiwum, mamy podobny gust;))
    Serdecznosci ,
    Kasia z A.

    OdpowiedzUsuń
  45. Bardzo lubię muzykę The Cure, więc przybijam Ci piąteczkę. U mnie jednak od lat na pierwszym miejscu są RHCP. Mam nadzieję, że w końcu dotrę na ich koncert. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  46. Dobrze jest mieć taką właśnie swoją muzykę, bo dzięki temu nawet jak wszystko inne się wali możemy odnaleźć równowagę...:)

    OdpowiedzUsuń
  47. Siedzisz w domu, nic nie robisz, to mogłabyś chociaż coś napisać :P

    OdpowiedzUsuń
  48. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  49. Pięknie piszesz o muzyce. Choć i tak żadne słowa nie potrafią wyrazić tego, co czujemy słuchając muzyki, która jest dla nas życiowym drogowskazem.

    OdpowiedzUsuń
  50. Wiec oby marzenie sie spełnilo i oby udalo sie byc na tym koncercie...

    OdpowiedzUsuń
  51. Piękno tkwi w dźwiękach, bo dźwięki to emocje.

    OdpowiedzUsuń

Credits crazykira-resources | LeMex ShedYourSkin | ferretmalfoy masterjinn | colourlovers FallingIntoCreation